niedziela, 26 marca 2017

Serce Gryfa - Przyjaciel samotnego bohatera


Czyli mamy na samym początku paradoks lub jak ktoś woli oksymoron, bo samotny bohater nie może mieć przyjaciela. Z natury jest sam.
Tak jednak pisać się nie da. Samotność implikuje niemożność odzywania się do kogoś, a nie odzywanie się do kogoś w konsekwencji prowadzi do tego, że mamy milczenie. Bardzo to mądre i zen i w ogóle, ale książki nie polegają na milczeniu. Książki posiadają słowa. Wniosek taki, że nawet samotny bohater musi posiadać interlokutora.
Ale w zasadzie po co komu samotny bohater?
Po to by przyjechał i zrobił porządek. Nie trzeba zaraz oglądać się na fantasy, wystarczą dzieła bardziej kanoniczne jak chociażby westerny. Mit pojedynczego bohatera bardzo mocno usadowił się w naszej kulturze. Gdziekolwiek się nie obrócimy to takiego znajdziemy. Robi swoje i odchodzi. Tu można by zadać ciekawe pytania dlaczego potrzebujemy takiego herosa i nie wystarczają nam tworzone żmudnie instytucje. Odpowiedzi już jednak nie były aż tak ciekawe.
Fantasy na takim bohaterze żeruje. Tylko, że pojawia się problem, jak do diabła pokazać. Jeszcze sprawdzi się w opowiadaniach, jako formach krótszych, opartych na zaskoczeniu, zwrotach akcji i puencie, ale już gorzej w powieści. Bohater musi zostać przedstawiony, a najlepiej by czyniono to przy pomocy interlokutora niźli monologów wewnętrznych. Monologi takie to dobrze wypadają, kiedy dwóch intelektualystów zaczyna dyskusję o współczesnych problemach. Bardziej pospolici osobnicy wolą w tym czasie przeczytać lub obejrzeć coś, co ma jakąś fabułę a o ludzkich losach mówi za pomocą dramatycznej opowieści, a nie filozoficznych dysput. Jakby powiedziała Lizzy Bennet filozofami jesteśmy wtedy, kiedy nikt z nami nie chce tańczyć. I to całkowita racja. Wniosek jednakże taki, że samotny bohater nie sprawdza się, jeśli za długo jest sam.
No, ale jest samotny.
Gryppin wędruje od miejsca do miejsca, udowadniając, że nie ma nad siebie większego sobka. Spotyka ludzi, ale wędrówka w większości odbywa się samotnie.
No, Pontryk jest z nim.
I z tym Pontrykiem gada, który mu oczywiście, jak to koń, odpowiedzieć nie może. Lub nie chce. Zatem choć bohater jest sam, to jednak nie zawsze. I czasem się przez to odezwie. Ale musi to wypaść przekonywająco. Sceny muszą mieć uzasadnienie, że on z tym koniem nie bez powodu gada.
Ponadto obecność kogoś innego rozładowuje nikczemność Gryppina. W innych sytuacjach tym bywali interlokutorzy, czyli Leyn, Krzezik, Brennus i mnóstwo innych. Egoizm Gryppina trzeba było koniecznie zestawiać z czymś innym, nie tylko po to, by go uwidocznić, ale przede wszystkim, by nie istniał tylko on. To potrzeba równowagi.
Ale widzę, że władałem się z rozważania o jakimś innym aspekcie, a nie towarzysza samotnego bohatera, to wracajmy do naszych baranów.
Prześledźmy kilka scen.










Przykładów znalazłoby się więcej, ale nie ma powodu, by śledzić wszystkie. Tyle wystarczy, jeśli idzie o ilustrację zastosowanej sztuczki.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna